Dzisiaj pobiegłam
w trzecim z cyklu biegu ulicznym w Brzeszczach. Zachęcił mnie dystans – 15km,
pomyślałam sobie, że jeśli na tym odcinku utrzymam zadane tempo, z mniejszymi
obawami podejdę do półmaratonu. Potraktowałam bieg jako formę testu i
jednocześnie trening tempowy. W zasadzie
bez większych oczekiwań czasowych, poza jednym – chciałam ukończyć przed
upływem 1:30. No i nie chciałam być ostatnia z kobiet w mojej kategorii . A
było nas całe 10 (mniej więcej, może zapisał się ktoś w dniu startu – wyników
na stronie w chwili tworzenia posta nie ma). Wszystkich Pań na pewno było
poniżej 30. Nie dało się ukryć, że wszystkie przed startem taksowałyśmy się
próbując ocenić swoje możliwości. Wyglądało to dość ciekawie i śmiesznie. Chyba wszystkie byłyśmy
jak rekiny polujące na potencjalne ofiary.
Wystartowaliśmy
o 10.00 w idealnej dla mnie aurze. Temperatura poniżej 20 stopni, momentami
mżawka przechodząca w lekki, orzeźwiający deszczyk. Zero wiatru. Jeszcze czekając
na sygnał miałam w głowie tylko jedną myśl – nie dać się ponieść tłumowi i nie
gonić na początku. Planowałam ruszyć w okolicach 5:30 /km, żeby potem, jeśli
będą siły, przejść do 5:20. A co zrobiłam? To czego można się było spodziewać.
Pierwszy km 5:08, drugi 5:09. Zwolniłam
na trzecim, bo… wdałam się w pogawędkę z przemiłym panem. Zresztą powinnam mu w
tym miejscu podziękować serdecznie, wyciągnął mnie do końca pierwszego
podbiegu i pozostawił kilka cennych wskazówek. Potem radziłam już sobie sama, nie wiem kiedy zgubiłam z tyłu mojego
towarzysza. Nie wiedząc kiedy przeszłam do tempa 5:15 /km. Biegło mi się
naprawdę dobrze. Co jakiś czas odzywał się mięsień jeden albo drugi, ale na
chwilę i nie nachalnie. Po 7 kilometrze uwierzyłam, że mam siły, aby ukończyć bieg
nie zwalniając. I tak pokonywałam sobie kolejne niewielkie podbiegi , zakręty i
przy okazji biegaczy – na Garminie około 5:05 /km. Szukałam przede mną Pań pamiętając
o zadaniu na dziś. Znalazłam, wyprzedziłam te które miałam na horyzoncie,
Garmin na ostatnich kilometrach pokazywał 4:50 /km. Najtrudniejsze były dla
mnie ostatnie metry na stadionie, nagle brakło mi sił. A może tylko tak mi się
wydawało, zaraz po otrzymaniu medalu i pakietu czułam się tak samo dobrze jak w
trakcie całego biegu. Dobre samopoczucie na całym dystansie mnie zaskoczyło,
zresztą podobnie jak wynik 1:17:05 i to co stało się potem… Bo potem, czyli
kiedy już się porozciągałam i miałam ciągnąć Marido do domu okazało się, że
przybiegłam druga w K30. Więc zamiast powrotu, było pudło:
Pozdrowienia dla przesympatycznej Ani, która była 3 :) |
Jest radość, pierwszy
bieg od trzech lat (i drugi w ogóle) i taka niespodzianka. Radość tą potęguje
fakt, że zamiast pucharu jest wrzutka do skarbonki na nowe buty, jupi :) I to nie tak, że teraz
sobie myślę nie wiadomo co. Co to to nie. Zdaję sobie świetnie sprawę, gdzie
jest moje miejsce w szeregu i gdzie znajdowałabym się z tym czasem wśród
większej liczby uczestników. Ale bieg
sprawiłmi ogromną przyjemność i to jest najważniejsze.
A na koniec, w
ramach informacji o organizacji biegu fotka, na której na trasie o podobno ograniczonym ruchuwyprzedza mnie
Tir. Czy tak powinno być? Chyba nie, ale może się nie znam?
Pan dał się wyprzedzić, ale tylko na chwilę... |
Ala wielkie gratulacje :) No i teraz wiesz już jak możesz sobie dorabiać do pensji ;)
OdpowiedzUsuńByłam i też pudło zaliczyłam :) Gratulacje.
OdpowiedzUsuńO rety, taki ruch na drodze musiał być trochę stresujący... No ale pudło jest, gratuluję :)
OdpowiedzUsuńSuper! Gratulacje wyniku (rewelacja!) i pudła (jeszcze lepiej)! A z tym za szybkim startem... cóż, nie chcę krakać, ale łatwo się z tego nie wychodzi.
OdpowiedzUsuńDzięki Dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńBeata, z tym dorabianiem do pensji to fajnie by było, ale obawiam się, że to było jednorazowe ;)
Bo, chcesz czy nie chcesz pewnie wykraczesz, bo rzadko udaje mi się panować nad emocjami, a na starcie przecież ich nie brakuje.
No to i ja przyłączam się do gratulacji! Bardzo ładny wynik i bardzo ładne pudło :)
OdpowiedzUsuń