poniedziałek, 30 lipca 2012

I've got a mail...


Na dzień dobry dzisiejszego poranka, skrzynka odbiorcza wypluła wiadomość  od organizatora Silesia Półmaraton. Zgłoszenie przyjęte, opłata zaksięgowana, numer nadany. Do startu w moim pierwszym półmaratonie pozostało 68 dni. Can’t wait! Numer startowy 51 to potwierdza.  Już z dwa tygodnie przed uruchomieniem zapisów regularnie zaglądałam na stronę, czy aby na pewno jeszcze się nie rozpoczęły. Nie ze względu na limit startujących, to tylko moja nadgorliwość i niecierpliwość. Jestem nakręcona. Moje myśli podświadomie krążą wokół biegania. Zanudzam Marido i innych Bogu ducha winnych w moim otoczeniu. 
W wolnych chwilach przeglądam blogi biegaczy, na które nie trafiłam wcześniej, dzięki Kubie
i www.formatownia.pl wszystko mam teraz w jednym miejscu :)

Teraz tylko trzeba biegać. Powrót do treningów po zabiegu nastąpił w miarę sprawnie, okres ochronny uważam za zakończony. Poprzedni tydzień  był pierwszym tygodniem,
w którym znalazło się coś więcej niż rozbieganie i mam nadzieję ostatnim zawierającym tylko trzy dni biegowe. Chcę więcej.

Pierwszy tydzień przygotować do półmaratonu, według skróconego planu FIRST wyglądał tak:



sobota, 28 lipca 2012

Babia Góra z jagodami i bieganiem w tle


Będzie jak w tytule. Najpierw jednak smutno mi, że nie mogę pobiec w kolejnym, pełnym atmosfery biegu. W takich chwilach żałuję powrotu na Śląsk i tęsknię za Warszawą. W bitwie
o Życie Biegowe Warszawa niestety miażdży Katowice. Druzgocąco. Nie powiem, jest kilka imprez biegowych w Katowicach i okolicy, ale jak na tak liczebną aglomerację, wszystko to mało. Dziś tęsknię za Warszawą i mam nadzieję, że atmosfera i Wasze starty w Biegu Powstania Warszawskiego były udane
:)

Wracając do tematu. Czy podróż Zakopianką może mieć plusy? Ano może. Podczas niedzielnego powrotu z Małego Cichego standardowo utknęliśmy na trasie. Kto choć raz stał
w korku mając za pasażera niespełna półtoraroczne dziecko ten wie, że sam korek jest niczym w porównaniu do piekła jakie może urządzić nudzący się brzdąc. W panice otwieram mapę, szukam objazdu. Z góry wiem, że to na nic, na wysokości na której utknęliśmy nie ma opcji. Patrzę się w mapę jak sroka w gnat. I wypatrzyłam! Cel następnej wycieczki. Mimo, ż
e spędziliśmy w tatrach prawie tydzień, nie mieliśmy możliwości wyjść w góry.  Posiadanie dziecka nie przeszkadza w podróżowaniu i posiadaniu pasji,  ale są takie rzeczy, które mimo, że są z nim możliwe, przestają być przyjemnością. Dalekosiężne spacery, zwłaszcza górskie, bez szybkiej możliwości powrotu w razie potrzeby niestety się do nich zaliczają. 

środa, 25 lipca 2012

Cel pierwszy - PÓŁMARATON


Półmaraton – bieg na dystansie 21 km i 97,5 metra; konkurencja lekkoatletyczna, zaliczana do biegów długich. Zawodnicy pokonują dystans równy połowie długości biegu maratońskiego ulicach miasta, w którym bieg jest organizowany. Półmaraton rozgrywany jest tylko jako bieg uliczny, często przeznaczony dla wszystkich bez względu na wiek i stopień wytrenowania (Wikipedia)

Rekord świata wynosi 58: 23 h i należy do mojego równolatka Zersenay’a Tadese pochodzącego z Erytrei (wstyd się przyznać, ale o istnieniu tego kraju właśnie poinformowała mnie Wiki…) Biec w tempie 2:47 min/km przez 21 kilometrów, wow! Wiem, przebiec maraton w tempie 2,56 min/km (jak Kenijczyk Patrick Makau Musyoki w Berlinie) to dopiero jest WOW! Ale spokojnie, o maratonie na razie nie chcę myśleć. Na maraton przyjdzie czas.

21,065 km to dużo czy mało? Nie potrafię się zdecydować, pewnie jak przebiegnę to będę wiedzieć. Tak sobie myślę, że skoro wybiegania robię na poziomie 16km, nie powinnam mieć problemu z dodaniem jeszcze 5km i ukończeniem półmaratonu, zwłaszcza, że do planowanego startu pozostało jeszcze trochę czasu – w tym kontekście wydaje mi się, że 21 km to nie tak dużo. Ale co zrobić, aby nie przeczłapać tylko przebiec? – tutaj już pojawia się myśl, że dystans półmaratonu to jednak nie tak mało. Zdroworozsądkowe podejście nakazuje raczej, żeby nie zakładać żadnego konkretnego czasu na debiut, ale chciałoby się…

piątek, 20 lipca 2012

Rozum swoje, serce swoje... Biegam.





Pomimo, że naprawdę chciałam wytrwać i zacząć zgodnie z zaleceniami lekarza nie szybciej niż trzy tygodnie od zabiegu, do bagażu na krótki urlop wrzuciłam zestaw do biegania. Cichaczem. Tak,  żeby M. nie widział, bo pewnie by wypakował. Cel miałam maleńki: wyjść choć na jeden trening przebieżkę z widokiem na Tatry. Już sobie wytłumaczyłam, że szarżowanie nie ma najmniejszego sensu. Powinnam już być w drugim tygodniu treningu do półmaratonu, nie mogę sobie pozwolić na opóźnienie przygotowań o kolejnych kilka tygodni. Lepiej wytrzymać jeszcze jeden tydzień niż pauzować kolejnych kilka. Ale… Rozum swoje, a serce swoje... Myślenie o bieganiu cały czas było w tle. W  końcu postanowiłam skończyć z filozofowaniem i na poranny spacer z chłopakami założyłam buty. M. jak zwykle marudził i straszył mnie różnymi, najczarniejszymi konsekwencjami. Nawet próbował manifestować swoją siłę mówiąc: Nigdzie nie pójdziesz i koniec! Dobre, naprawdę wydawało mu się, że posłucham ;) Koniec końców udało mi się dopiąć swego i to był naprawdę bardzo przyjemny bieg. 5km głównie po trawie, trochę po błotku zrobione na trzy razy. Powolutku, bez pośpiechu, bawiąc się. Tętno i tak wyskoczyło jak oszalałe.  Mam nadzieję, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej, bo nogi leciutkie, chciały więcej i więcej. Poza tym takie otoczenie daje moc. Biegać po wysokogórskich szlakach choćbym nie wiem jak bardzo tego chciała długo jeszcze pewnie  nie dam rady, choć wzdycham czytając relacje innych blogerów z biegów górskich (http://aniabiega.blox.pl/2012/07/Maraton-Gor-Stolowych-Lubie-to.html; http://www.marcinkargol.pl/2012/07/iii-maraton-gor-stoowych-relacja.html). Może kiedyś. Póki co pozostają mi polany.Też jest pięknie.

Jako, że po pierwszym rozruchu z gardłem wszystko ok. wczoraj udało mi się zaliczyć bieg ciągły. Dystans nie powala na kolana: 6,5 km, zawsze to jednak coś. Średnie tempo 6:34 - przyzwoite jak na mnie, biorąc pod uwagę 3 km podbieg i przebieżki po lesie. Pewnie było by wolniej, gdybym nie zostawiła rozumu tj. paska od pulsometru w domu. Nie wzięłam go celowo, bo wczoraj mnie denerwował. Garmin cały czas bił na alarm, że tętno wysokie, a tak: dzisiaj cisza i spokój. Rozum nie od razu się poddał. Pod jego naciskiem wybrałam sobie trasę asfaltową, pomyślałam, że będzie równie fajnie, a na pewno łatwiej.
 Nie przebiegłam nawet kilometra, kiedy las mnie skusił. Po asfalcie to ja sobie mogę pobiegać jak wrócę do domu. Jeszcze mi uszami wyjdzie. A tutaj, skoro jakoś dziwnym trafem strach mnie opuścił (zazwyczaj sama nie lubię zapuszczać się do rzadko uczęszczanych części parku,a co dopiero do lasu) skręciłam w pierwszą napotkaną ścieżkę. Było super, dopóki nie pomyślałam o dzikach i niedźwiedziach..., ale to już zupełnie inna historia.


Dziś raniutko 8km easy.Miło.
Generalnie myślałam, że będzie gorzej. Dla mnie dwa tygodnie przerwy w bieganiu to długo, zwłaszcza, że historia najnowsza mojego biegania zamyka się w trzech miesiącach. Udało mi się wrócić szybko i całkiem sprawnie. Od przyszłego tygodnia zaczynam przygotowania do pierwszego półmaratonu. Po burzy zawsze kiedyś wychodzi słońce :)


piątek, 13 lipca 2012

Hurry up and... wait





Dziwnym zbiegiem okoliczności od wyjścia ze szpitala nie mam nawet najmniejszych problemów ze wstawaniem rano. Też tak macie? Kiedy dzwoni budzić zaklinacie go, by przestał, a kiedy nie musicie wstawać  jesteście na nogach dużo przed czasem o którym normalnie dzwoni? Wczoraj znów pobudka bez budzika. Nic tylko założyć buty i pobiec.  Wyszłam do sklepu po bułki na śniadanie, powietrze było tak rześkie, że po raz drugi pomyślałam – nic tylko założyć buty i pobiec… I tak upłynęło mi całe przedpołudnie. Układałam sobie w głowie,  że czuję się dobrze, że przecież od bólu
gardła się nie umiera, a poza porozcinanym gardłem to przecież nic mi nie dolega. Nie miałam planu pobiec  wczoraj. Zaplanowałam krótkie wyjście na dziś. Nic szalonego, ot takie tam człapanie. Oczywiście nad ranem, jak M. będzie twardo spał, żeby nie przyszło mu do głowy mnie powstrzymywać.  Niestety nie było tak jak sobie wymyśliłam. Organizm postanowił dać nauczkę i krwotok skutecznie ostudził moje zapały. Muszę być cierpliwa. W sumie to tylko kilka tygodni. Cierpliwość to jednak jedna z cech, których brakuje w moim wachlarzu. Zdecydowanie powinnam się jej nauczyć. Tak więc motywuję się do bycia ostoją cierpliwości wspomagając się googlowaniem:
·         Geniusz to wieczna cierpliwość (Michał Anioł)
·         Cierpliwość jest podporą słabych, a niecierpliwość ruiną mocnych (Charles Caleb Calton)
·         Cierpliwość jest panią rzeczy – autor nieznany

Może jednak warto poczekać..., ale znalazłam jeszcze to:
·         Trze­ba mieć dużo cier­pli­wości, by się jej nauczyć (Stanisław Jerzy Lec)
 Święte słowa. O niecierpliwości pewnie jeszcze będzie nie raz. Taka moja natura.


środa, 4 lipca 2012

Falstart

Bieganie zaczarowało mnie trzy lata temu. Pewnego dnia postanowiłam zrzucić to i owo - tego samego dnia założyłam stare, szkolne "adidasy" i wyszłam potruchtać, a raczej umierać uprawiając marszobieg. Następnego dnia, po nocy spędzonej na googlowaniu miałam wybrane buty, pulsometr i inne sprzęty oraz zaplanowany maraton. Żadnych przeszkód. Czas pracy - w zasadzie nienormowany; czas wolny - tylko dla siebie; lokalizacja - 300 m od lasu w zielonej dzielnicy stolicy. Udało mi się poczuć dla mnie magiczną masowego biegania na Biegnij Warszawo 2009. Zanim zaczęłam wdrażanie jakiegokolwiek planu nastąpił falstart. Pierwszy. Niespodziewany. Utrata bliskiej osoby zwala z nóg. Dosłownie. Potem urodziłam synka. A teraz wracam do biegania. Czas wolny - dobrze, że uwielbiam poranne bieganie; lokalizacja - Śląsk, dalej do lasu, mniej ścieżek, mniej imprez, mniej możliwości. Ale biegam więcej niż wtedy, kiedy nie było żadnych przeszkód. I nikogo pewnie nie zaskoczę pisząc, że sprawia mi to radość. Wychodzę z domu i ogarnia mnie duma, że pierwszy raz tego dnia pokonałam siebie, to jest chwila, kiedy wydaje mi się, że mogę wszystko. Ale póki co czeka mnie falstart. Jutro mam zaplanowany ostatni trening, w czwartek natomiast mój laryngolog zaplanował wycięcie migdałów, które przeszkadzają mi nie tylko w bieganiu,
ale w funkcjonowaniu jako takim. Planowana przerwa w bieganiu ok. 2-3 tygodnie. To krótko. Jak dla kogo. Będzie mi brakowało porannego kopniaka biegowego. Poza tym, boję się, że nikła forma którą sobie wybiegałam ucieknie w siną dal...

Po co mi ten blog?
Nazywam się Ala. Mam 30 lat. Wywróciłam swoje życie do góry nogami i czuję, że to co robię i będę robić faktycznie może leżeć w moich rękach. Bieganie pomaga mi w to wierzyć. A poza tym... mam taki Cel przez duże "C" i chciałabym, aby ten blog pomógł mi w jego osiągnięciu.