piątek, 20 lipca 2012

Rozum swoje, serce swoje... Biegam.





Pomimo, że naprawdę chciałam wytrwać i zacząć zgodnie z zaleceniami lekarza nie szybciej niż trzy tygodnie od zabiegu, do bagażu na krótki urlop wrzuciłam zestaw do biegania. Cichaczem. Tak,  żeby M. nie widział, bo pewnie by wypakował. Cel miałam maleńki: wyjść choć na jeden trening przebieżkę z widokiem na Tatry. Już sobie wytłumaczyłam, że szarżowanie nie ma najmniejszego sensu. Powinnam już być w drugim tygodniu treningu do półmaratonu, nie mogę sobie pozwolić na opóźnienie przygotowań o kolejnych kilka tygodni. Lepiej wytrzymać jeszcze jeden tydzień niż pauzować kolejnych kilka. Ale… Rozum swoje, a serce swoje... Myślenie o bieganiu cały czas było w tle. W  końcu postanowiłam skończyć z filozofowaniem i na poranny spacer z chłopakami założyłam buty. M. jak zwykle marudził i straszył mnie różnymi, najczarniejszymi konsekwencjami. Nawet próbował manifestować swoją siłę mówiąc: Nigdzie nie pójdziesz i koniec! Dobre, naprawdę wydawało mu się, że posłucham ;) Koniec końców udało mi się dopiąć swego i to był naprawdę bardzo przyjemny bieg. 5km głównie po trawie, trochę po błotku zrobione na trzy razy. Powolutku, bez pośpiechu, bawiąc się. Tętno i tak wyskoczyło jak oszalałe.  Mam nadzieję, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej, bo nogi leciutkie, chciały więcej i więcej. Poza tym takie otoczenie daje moc. Biegać po wysokogórskich szlakach choćbym nie wiem jak bardzo tego chciała długo jeszcze pewnie  nie dam rady, choć wzdycham czytając relacje innych blogerów z biegów górskich (http://aniabiega.blox.pl/2012/07/Maraton-Gor-Stolowych-Lubie-to.html; http://www.marcinkargol.pl/2012/07/iii-maraton-gor-stoowych-relacja.html). Może kiedyś. Póki co pozostają mi polany.Też jest pięknie.

Jako, że po pierwszym rozruchu z gardłem wszystko ok. wczoraj udało mi się zaliczyć bieg ciągły. Dystans nie powala na kolana: 6,5 km, zawsze to jednak coś. Średnie tempo 6:34 - przyzwoite jak na mnie, biorąc pod uwagę 3 km podbieg i przebieżki po lesie. Pewnie było by wolniej, gdybym nie zostawiła rozumu tj. paska od pulsometru w domu. Nie wzięłam go celowo, bo wczoraj mnie denerwował. Garmin cały czas bił na alarm, że tętno wysokie, a tak: dzisiaj cisza i spokój. Rozum nie od razu się poddał. Pod jego naciskiem wybrałam sobie trasę asfaltową, pomyślałam, że będzie równie fajnie, a na pewno łatwiej.
 Nie przebiegłam nawet kilometra, kiedy las mnie skusił. Po asfalcie to ja sobie mogę pobiegać jak wrócę do domu. Jeszcze mi uszami wyjdzie. A tutaj, skoro jakoś dziwnym trafem strach mnie opuścił (zazwyczaj sama nie lubię zapuszczać się do rzadko uczęszczanych części parku,a co dopiero do lasu) skręciłam w pierwszą napotkaną ścieżkę. Było super, dopóki nie pomyślałam o dzikach i niedźwiedziach..., ale to już zupełnie inna historia.


Dziś raniutko 8km easy.Miło.
Generalnie myślałam, że będzie gorzej. Dla mnie dwa tygodnie przerwy w bieganiu to długo, zwłaszcza, że historia najnowsza mojego biegania zamyka się w trzech miesiącach. Udało mi się wrócić szybko i całkiem sprawnie. Od przyszłego tygodnia zaczynam przygotowania do pierwszego półmaratonu. Po burzy zawsze kiedyś wychodzi słońce :)


6 komentarzy:

  1. Powroty do biegania nie są takie złe. Ja po 3 miesiącach przerwy w 2010 roku szybko wróciłem do formy. Jeśli się w przerwie nie próbujemy zabić alkoholem, nikotyną lub tłuszczem, to dobijemy do formy szybciej niż nam się wydaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że masz rację. Tętno co prawda jeszcze trochę skacze, ale nogi niosą same :)

      Usuń
    2. Wygląda na to, że masz rację :) Tętno jeszcze trochę szaleje, ale nogi niosą same :)

      Usuń
  2. nieźle! :) aaale mi się marzy pobiegać z widokiem na Tatry. może we wrześniu... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To fajnie, ze tak szybko wróciłaś do formy. No i te góry pewno dodają skrzydeł lepiej niż najlepszy napój energetyzujący ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, Tatry zdecydowanie motywują. Poza tym widoki wciągają na tyle, że nawet nie widziałam jak mijały km :)Mam nadzieję, że jesienią znowu tam zawitam.

    OdpowiedzUsuń