Piąta rano. Mimo
powrotu lata o tej porze we wrześniu jest już ciemno i jeszcze zimno.
Przede mną najdłuższy trening w
przygotowaniach do półmaratonu. Trudny fizycznie i trudny mentalnie. Tak długo
i daleko jeszcze nie biegłam… Przekładałam ten trening dwa razy. Nie umiałam
się zebrać.
Pomyślałam sobie, że to świetna okazja, aby
spróbować piec dwie pieczenie na jednym ogniu i poczytać biegając. Długo do
tego dojrzewałam. I gdyby nie okazja
testowania platformy internetowej oferującej audiobooki http://audeo.pl/, ten moment pewnie szybko by nie nastąpił. Bo do audiobooków
byłam nastawiona bardzo sceptycznie. Przecież książkę trzeba otworzyć,
powąchać, czytając mieć czas na zamknięcie i podumanie przez chwilę. I
najważniejsze - tak jak z ekranizacjami,
dla mnie lektor interpretując trochę zabiera nam całą frajdę z wyobrażania
sobie wszystkiego. Ponieważ ostatnio to jednak brak czasu zabierał mi tą
przyjemność, postanowiłam załadować IPoda i ruszyć.
Trening zapowiadał się
nieciekawie. Ciemno, a ja boję się biegać po ciemku. Na ulicy żywej duszy,
słyszysz tylko swój krok i oddech /dyszenie.
Muzyki w takich warunkach nie włączam, bieganie z jedną słuchawką nie
jest komfortowe. Z książką jest trochę inaczej. Słucha się jej ciszej, dźwięki
otoczenia mają szansę się przebić. Biegnę. Powoli. I słucham. Nie. Słucham to
złe słowo. Jestem tam, jakbym stała z boku i przyglądała się temu co się akurat
dzieje w kolejnych rozdziałach. Niestety nie mogę powiedzieć, że szczególnie mi
się podoba. Raczej czekam, że może się coś zmieni i nagle zrozumiem "Wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną" Masłowskiej. Od dawna chciałam przeczytać
tą książkę, głównie ze względu na autorkę, ale zawsze były pilniejsze pozycje.
Nie przemówiła do mnie. Historia może i jest dzisiejsza, ale ten język… W
każdym razie biegnę i się wkurzam i zastanawiam o co było tyle szumu z tą książką.
Na Garmina patrzę tylko 25 razy, czyli po każdym przebiegniętym kilometrze (co
w moim przypadku jest fenomenem, jestem uzależniona od patrzenia na ten
cyferblat :) ).
To zapisuję na wielki plus dla czytania podczas biegania, zwłaszcza podczas
krążenia na osiedlu. Nie wypatrywałam końca treningu, po prostu biegłam. Kiedy
wybiło 25km, byłam jeszcze około kilometra od domu. Super. Nie wyobrażam sobie
jednak interwałów czy tempówki z audiobookiem. Udało się to, co próbowałam
bezskutecznie osiągnąć na każdym długim
wybieganiu – biegłam wolno, wolniutko, w efekcie trochę za wolno niestety, ale nad tym da się
zapanować. Do Masłowskiej chyba nie wrócę, znalazłam „Grę o tron”, którą czyta
zespół aktorów. To może być ciekawe. Załaduję na następnego longa. Okazuje się, że dla biegającego bibliofila to rozwiązanie jest trafione w dziesiąteczkę.
25 km? ładnie! Dobry pomysł z tymi audiobookami. Może gdy kiedyś zdołam biec na dłuższy dystans to podchwycę ten pomysł :)Na razie wiem, że im więcej rzeczy przychodzi mi zabrać na bieg to tym trudniej mi się na niego wybrać.
OdpowiedzUsuńNa długie biegi audiobooki są idealne :) Biegając zimą na bieżni przerobiłam pierwszy tom sagi o wiedźminie i aż mi było głupio jak czasami parskałam śmiechem sluchając tej książki, bo ludzie obok dziwnie się patrzyli :P
OdpowiedzUsuńdobry pomysł:) ja niestety nie trawię podczas biegu nawet muzyki;( bo nie słyszę własnych myśli;) pozdrowaśki
OdpowiedzUsuńja właśnie ściągam podcasty językowe ;) do audiobooków chyba muszę się jeszcze przekonać... no i właśnie, boję się, że zwalniają tempo strasznie :/
OdpowiedzUsuń