czwartek, 6 września 2012

Kolano biegacza?



 Kiedy biegłam w Brzeszczach, duża część trasy wiodła wzdłuż miejscowości  z domami skumulowanymi wzdłuż trasy. Momentami przed posesjami pojawiali się mieszkańcy, głównie aby nieśmiało pokibicować lub podyskutować. Na którymś z rzędu kilometrze, kiedy endorfiny rozkręcały maszynę mojego samozadowolenia, sąsiad mówi do sąsiada: „To co, za rok też biegniemy?”, na co drugi odpowiada „Eee, tam! Wolę mieć zdrowe kolana”. Puściłam mimo uszu. I pewnie bym o tym zapomniała, takich dywagacji słyszałam już trochę.  Przypomniało mi kolano. Moje własne. Lewe. Póki co nie boli, ale zaznacza i manifestuje swoją obecność w sposób dość ostentacyjny. Dziś po raz pierwszy nie udał mi się long run, jeden z moich ulubionych treningów. Po 12 km co rusz przechodziłam do marszu zastanawiając się „o co chodzi, przecież tydzień temu i jeszcze wcześniej było tak dobrze”. No właśnie, było. Nie wiem czy to wina kolana, niewyspania (ząbkowania ciąg dalszy), wczorajszego wina, czy sama nie wiem czego, ale dzisiejszy trening do udanych nie należał.  Bywa, pomyślałam. Zaraz potem poczułam kolano. Teraz sama już nie wiem czy je czuję, czy po prostu cały czas o nim myślę. Pewnie popadam w jakąś paranoję, może lubię się bać. Lista możliwych kontuzji i ich konsekwencji delikatnie mówiąc mnie przeraża, tak po prostu i nagle przestać biegać? Na chwilę obecną niewyobrażalne. Wolę zapobiegać niż leczyć. Więc do dzieła. Wujek Google prawdę Ci powie. Nie będę pisać / kopiować  o tym jakie typy kontuzji kolana się nam biegaczom przydarzają, ani jak je leczyć – żaden ze mnie ekspert, stron jest tyle, że informacji można uzyskać nadmiar. Mam nadzieję, że długo nie będę ich jeszcze potrzebować, mam zamiar nauczyć się zapobiegać: 

Po pierwsze. Właściwy dobór obuwia i sprzętu. W zasadzie zadbałam o to i zbadałam stopy. Co prawda w dwóch różnych sklepach uzyskałam dwa zupełnie różne werdykty (i bądź tu mądry człowieku!).  Uwierzyłam specjalistom ze sklepu specjalistycznego, a może powinnam poszukać trzeciego eksperta?

 Po drugie. Właściwa rozgrzewka. Hmm, no tak… Przyznam się, bo co innego mam zrobić… Najczęstszą moją rozgrzewką jest wolny bieg. Jak tylko mój mózg wróci do swojej objętości po tym, jak zobaczyłam nadmierną ilość przykładów idealnej rozgrzewki biegacza, to na pewno zacznę testować najlepszy zestaw ćwiczeń dla mnie.

Po trzecie. Rozciąganie. Wróć po poprzedniego punktu. Niby po każdym biegu się rozciągam. Jednak mam wrażenie że za łatwo i szybko mi to przychodzi. Tego chyba nie nauczę się sama. Czyli mam kolejną motywację, aby w sobotę zadebiutować na BBL w K-cach (całe 3km od domu, a dotrzeć jakoś nie mogę).

Po czwarte. Trening ogólnorozwojowy. „Harmonijny rozwój całego ciała jest niezbędny, jeśli chcesz uniknąć kontuzji”,  pewnie ma też wpływa na rozwój i poprawę wyników. Przecież wiem o tym. Jest tylko jedna kwestia. Kiedy? Nie mam magicznego pierścienia Arabelli do zatrzymywania czasu, choć bardzo bym chciała.  Zestaw ćwiczeń do core stability przygotowany od kilku dobrych tygodni, czas najwyższy się za to zabrać. Do tego może wyrwę czas na basen.  Jeśli będę czekać , aż zdarzy się cud i będę mogła ćwiczyć na siłowni, to się pewnie nie doczekam. W domu będzie łatwiej.

Po piąte. Nie ignoruj bólu! Ból to system ostrzegania. Nie ignoruję, ale też nie mam zamiaru uciekać przed nim gdzie pieprz rośnie.  Znalazłam zestawy ćwiczeń wzmacniające kolana (lepiej późno niż później, albo wcale!), zaczynam asap.

Po szóste. Nie przeciążaj się. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Według planów treningowych powinnam biegać wolniej i mniej. Pulsometru z założenia nie słucham. Wiem, że chcę za szybko, ale sprawia mi to taką satysfakcję i frajdę, że nie potrafię inaczej.             

Po siódme.  Suplementy i medykamenty. Czyli glukozamina i maści rozgrzewające, może opaski magnetyczne, taping? Jako początkujący biegacz amator w dodatku nie lubiący suplementów nie błyszczę wiedzą w tym temacie. Czas zrobić jakiś research. Jeśli macie swoje niezawodne zestawy i  sposoby –  podzielcie się, please :)

Pewnie mogłabym wypisać jeszcze kilka punktów, tylko po co się pogrążać. Wystarczająco beznadziejnie wyglądają moje wyczyny i w tym zestawieniu. Poprawić się nie powinno być trudno, zasady wydają się być elementarne. Back to basics…

I dbać o kolana, bo są tylko dwa.


3 komentarze:

  1. Fajnie to opisałaś :) Moje kolana jeszcze nic nie mówią, ale profilaktycznie zaczęłam łykać Duo Stawy z glukozaminą i jeszcze czymś innym. Jednak analizując to co napisałaś chyba najważniejszy jest punkt 6. Jeśli nie przesadzimy z treningiem to powinno być ok. jeśli przesadzimy to obawiam się, że żadne suplementy, masaże itp nie pomogą. A jeśli już zacznie boleć to trzeba zrobić przerwę od biegania i pewno nie ma zlituj się.

    OdpowiedzUsuń
  2. na kolanka trzeba uważać to fakt, miałem niedawno problem z kolanem, kuło z zewnętrznej strony i w końcu raz na interwale aż odruchowo przykucnąłem tak mocno zakuło:) i muszę powiedzieć że wbrew wszystkiemu po tym incydencie przestało mnie kłuć :P, może coś tam się w końcu ustawiło poprawnie i teraz już będzie spokój? - oby tak było :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja miałam problem z kolanem na samym początku biegowej przygody... tak mnie to przestraszyło, że jak doprowadziłam kolano do porządku, to potem już obowiązkowo przynajmniej trochę krążeń kolanami i wymachów nogami itd. przed bieganiem, no i porządne rozciąganie - faktycznie staram się przytrzymywać w każdej pozycji nogę 30 sekund :)

    OdpowiedzUsuń