sobota, 28 lipca 2012

Babia Góra z jagodami i bieganiem w tle


Będzie jak w tytule. Najpierw jednak smutno mi, że nie mogę pobiec w kolejnym, pełnym atmosfery biegu. W takich chwilach żałuję powrotu na Śląsk i tęsknię za Warszawą. W bitwie
o Życie Biegowe Warszawa niestety miażdży Katowice. Druzgocąco. Nie powiem, jest kilka imprez biegowych w Katowicach i okolicy, ale jak na tak liczebną aglomerację, wszystko to mało. Dziś tęsknię za Warszawą i mam nadzieję, że atmosfera i Wasze starty w Biegu Powstania Warszawskiego były udane
:)

Wracając do tematu. Czy podróż Zakopianką może mieć plusy? Ano może. Podczas niedzielnego powrotu z Małego Cichego standardowo utknęliśmy na trasie. Kto choć raz stał
w korku mając za pasażera niespełna półtoraroczne dziecko ten wie, że sam korek jest niczym w porównaniu do piekła jakie może urządzić nudzący się brzdąc. W panice otwieram mapę, szukam objazdu. Z góry wiem, że to na nic, na wysokości na której utknęliśmy nie ma opcji. Patrzę się w mapę jak sroka w gnat. I wypatrzyłam! Cel następnej wycieczki. Mimo, ż
e spędziliśmy w tatrach prawie tydzień, nie mieliśmy możliwości wyjść w góry.  Posiadanie dziecka nie przeszkadza w podróżowaniu i posiadaniu pasji,  ale są takie rzeczy, które mimo, że są z nim możliwe, przestają być przyjemnością. Dalekosiężne spacery, zwłaszcza górskie, bez szybkiej możliwości powrotu w razie potrzeby niestety się do nich zaliczają. 


Decyzja zapadła błyskawicznie, wczoraj w ramach  mojego cross-fitu i wolnego dnia Marido wyjechaliśmy na krótki wypad na Babią Górę. Wracając do wątku na wstępie: Katowice mają jeden bezcenny atut – są bliżej Beskidów i Tatr niż Warszawa, o jakieś 290 km. Tak więc szukając pozytywów Katowice : Warszawa – 1 : 1.
Borys (czyli Brzdąc) chyba przeczuwał, że mamy zamiar oddelegować się na cały dzień, prawie całą noc nie dał spać. Ale co tam. Zmęczeni i opóźnieni, bo jak zwykle zaspaliśmy, wyruszyliśmy w kierunku Zawoi. Na moich nogach Lunary. Przypadkiem. Rano okazało się, że obuwie właściwe do trekkingu zaginęło prawdopodobnie na trasie W-wa – Katowice, jako nie jedyna, aczkolwiek dotkliwa strata przeprowadzki. Przez chwilę przemknęła mi myśl, że może zrobię ze dwie przebieżki. Ale bez ciśnienia, nie chciałam po usłyszeć, że nie pojechałam sama pobiegać, tylko spędzić dzień z M. Nie przypuszczałam tez, że będę miała na to siłę. Babia to jednak 1725 m n.p.m., z przewyższeniem ok. 720 m.

Dzień zaczął się nadzwyczaj pozytywnie. Wszyscy spotkani ludzie w osobach leśniczego, pani sprzedającej wejściówki do BGPN, ekspedientki w sklepie byli uśmiechnięci, rozmowni i po ludzku mili.  Fajnie. Mała rzecz, a cieszy bardzo. Tylko pan leśniczy rozczarował nas stanowczo odradzając żółty szlak na Diablak, burza wisiała nad nami już przed wejściem na teren parku. Może to i lepiej. Wyruszyliśmy na szczyt szlakiem czerwonym i pierwsze kilkaset metrów potwierdziło, że była to opcja właściwa. Marido dostał rumieńców i delikatnej zadyszki, zresztą jak większość wchodzących mniej więcej równolegle z nami.  Z każdym metrem narzekał coraz bardziej, a ja mimo wypatrywania oznak zmęczenia czy zasapania z każdym metrem upewniałam się, że nic takiego mnie nie spotka. Serce mi się radowało i rosło z dumy. Nie wiem czemu, ale z zaskoczeniem przyjęłam fakt, że kondycja jest zbudowana. Kolejna miła rzecz tego dnia. Marido też mile mnie zaskoczył, za jego entuzjastycznymi namowami spróbowałam przebieżek na podbiegach. Niespiesznie i niezbyt długo, ale tętno w końcu skoczyło.




Powyżej Kępy (1521 m n.p.m.) znajdowała się przepiękna ścieżka z równych kamieni, udało mi się zrobić 4 x 400m góra / 400 m dół. Poczułam, że jestem w górach. I jeszcze, że chciałabym kiedyś w górach biegać.










A na szczycie:

Babia Góra  najwyższy szczyt całych Beskidów Zachodnich, najwyższy poza Tatrami szczyt w Polsce i drugi, po Śnieżce, pod względem wybitności. Zaliczany jest do Korony Gór Polskich.
Najwyższy wierzchołek, Diablak, odznacza się wybitnymi walorami widokowymi. Roztacza się z niego panorama na wszystkie strony, obejmująca Tatry , Kotlinę Orawsko-Nowotarską, Beskid Żywiecki, Śląski, Mały, Makowski, Wyspowy, Gorce oraz góry Słowacji (Wikipedia)

Podobno. My im bardziej się zbliżaliśmy do szczytu, tym bardziej byliśmy otuleni przez chmury. 



Koniec końców było tak:



Marido miał problem z zaakceptowaniem tego faktu, zwłaszcza, że jak wyruszyliśmy w dalszą drogę po chmurach (przynajmniej na chwilę) nie został ślad. Ja natomiast byłam tak pozytywnie nakręcona, że wszystko wczoraj widziałam wyłącznie w różowych okularach. Nie widzieliśmy panoramy. Co z tego? Przecież możemy kiedyśwrócić!

Po zejściu w kierunku Markowych Szczawin ostatnie 6x100m przebieżek.


Schronisko na Markowych Szczawinach polecam. Oczywiście ceny w bufecie powalają na kolana (woda niegazowana 5,50 PLN!), ale schronisko nowe i czyściutkie z całkiem przyjemnym klimatem. My nie mieliśmy w planach noclegu, więc po obiadku ruszyliśmy w dół. Z postojem 200m od schroniska na mały zbiór jagód. Było ich całe zatrzęsienie. Spędziliśmy wśród krzaczków ponad godzinę, rezultat poniżej. Pewnie byłoby więcej, ale jagody prosto z krzaka smakują rewelacyjnie.


Fajnie jest nie spieszyć się nigdzie. Im bardziej moje dłonie były fioletowe, tym bardziej cieszyłam się z tego dnia. Wszystko w nim było takie pozytywne i  jeszcze…, nie wiem jak to określić, w każdym razie pełne pozytywnej energii.

6 komentarzy:

  1. Witaj Alu;)ścieżka z kamieni fantastyczna tak jak relacja:))pozdrowaśki;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Babia to Kapryśna Królowa :) Na dole zawsze jest pogoda a na górze grad albo przynajmniej leje. Ja jeszcze w tym roku na Babiej nie byłam,pewnie jesienią się wybiorę, ale raczej wbiegać nie będę :)chociaż każdy pretekst dobry by poćwiczyć podbiegi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też planuję powrót na Babią jesienią :) I nieśmiało przymierzam się do wbiegania, zobaczymy co z tego wyjdzie.

      Usuń
  3. Jak ja bym chciał mieszkać tak blisko gór! :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie jest to największa zaleta mieszkania na Śląsku.

      Usuń