sobota, 29 grudnia 2012

Jak tam po świętach?

Pytanie "Jak tam po świętach?" usłyszałam dziś o kilka razy za dużo. Co to w ogóle jest za pytanie? Co powinnam na nie odpowiedzieć? Dziś, poza standardową, pełną sceptycyzmu odpowiedzią "tak jak przed świętami" wszystkim zdążyłam się pochwalić co udało mi się pobiegać w ciągu trzech dni. Święta były FAN-TA-STY-CZNE, BO-SKIE i FE-NO-ME-NA-LNE! Był i long, i tempówka i cross z podbiegami na moich ukochanych Alpach Wełnowieckich. Zwariować można od tego nadmiaru szczęścia. Od razu inaczej funkcjonuję. Biegam. Czytam. Planuję. I kupuję. 

Biegam. Trzy dni. Trzy różne treningi. Trzydzieści trzy kilometry. Biorąc pod uwagę fakt, że moje bieganie w ostatnich tygodniach niewiele miało wspólnego z intensywnością, a i o regularność było trudno, uważam minione trzy dni za bardzo udane. Motywację przyniosłam do domu razem z toną błota, które wtargałam do domu na biednych Lunarach. Uwielbiam teren. Ubłocić się, zjechać na tyłku z górki, udowodnić sobie, że dam radę zrobić wszystkie zaplanowane serie podbiegów. Bezcenne. Trochę biadoliłam, że fajnie byłoby pobiegać w śniegu, kiedy jest tak pięknie, ale tylko do czasu kiedy nie wdepnęłam w pierwszą kałużę. To się nazywa zabawa.





Czytam. Jakiś czas temu porzuciłam czytanie czegokolwiek poza prasą kolorową. Przy łóżku grzecznie kurzyła się sterta zaprezentowanych na blogu książek o tematyce biegowej i nie tylko. Ja nie czytam książek, ja je zwyczajnie połykam. Ale ostatnio coś się we mnie zbuntowało i nie czytałam. Nie zaglądałam do blogów biegaczy, których lektura zazwyczaj towarzyszy mi przy porannej kawie. Zwyczajnie odcięłam się od rzeczy, które sprawiają mi największą przyjemność, wmawiając sobie, że nie ma na nie czasu. Głupia. Wczoraj w nocy pochłonęłam "Czekoladę", dziś czas na J. Danielsa, no i oczywiście nadrabiam zaległości blogowe.

Planuję. Czas najwyższy zapisać się na maraton. To po pierwsze. Do niedawna byłam prawie pewna, że będzie to Cracovia, ale może warto wybrać się na pierwszy Orlen Maraton? Jest tydzień wcześniej i wmawiam sobie, że jest większe prawdopodobieństwo upału, który jeśli tylko będzie to najpewniej mnie wykończy. Hmm. Po drugie szukam biegu górskiego na moje możliwości. Takiego, który mnie nie zabije. Jakieś pomysły?

Kupuję. Jestem pewna, że gdyby nie treningi wymienione powyżej zupełnie zlekceważyłabym wyprzedaże. Pewnie, wszyscy którzy mnie znają, myślą sobie: niemożliwe. A jednak, nie wykazywałam żadnego zainteresowania tym tematem. Do dzisiaj. Dzisiaj już się poprawiłam. Zamówiłam sobie buciki nowe. Pierwsze trailowe. Takie:



I raczej na tym się nie skończy. Jak fajnie, że sklepy internetowe czynne są całą dobę :)

2 komentarze:

  1. Widzę że Kanadie ostatnio robią karierę :) Fajne butki!

    Życzę aby Ci się w nich jak najlepiej biegało w całym 2013 :)

    OdpowiedzUsuń