wtorek, 23 października 2012

Tatry lekiem na całe zło



Jak napisałam, tak zrobiłam. Spakowałam buty, garmina, rodzinkę i go pod samiuśkie Tatry. Zafundowałam nam prawie dwustu kilometrową wycieczkę w poszukiwaniu pozytywnej energii poza szlakami górskimi. Młody jest już za duży, żeby go nieść i za mały, żeby być w stanie przejść kilka kilometrów w górskich warunkach. Wszystko jednak przed nami. Na razie szczyty podziwiamy głownie z Doliny Suchej Wody w Małym Cichym, które dla mnie jest moim małym rajem. W niczym nie przypomina Zakopanego z całymi tymi tłumami. Zawsze ma w ofercie święty spokój, czyli dokładnie to, czego najbardziej mi potrzeba. Tym razem pobyt był w pigułce. Dwadzieścia cztery godziny ładowania baterii, luzu, śmiechu do bólu brzucha, spacerów. Bieganie też miało swoje pięć minut :) 

Najpierw w niedzielę podczas porannego spaceru z chłopakami udało mi się po lekkiej rozgrzewce zrobić kilka podbiegów i przebieżek. Młody próbował mnie gonić na swoich małych nóżkach za każdym razem kiedy odbiegałam, piszczał z radości jak nadbiegałam, coś niesamowitego :) Najlepszy był, jak próbował mnie naśladować przy rozciąganiu. Ubaw mieliśmy po same pachy. 





Wiosną, jak zrobi się ciepło, zacznę zabierać go na zawody. Niezły kibic z niego będzie. Po zabawach biegowych odprowadziłam ich na drugie śniadanko, a sama z niemałymi obawami wybrałam się na delikatny trening. Wbiegam w las. Jeden podbieg, dwa zakręty i już jestem w zupełnie innym świecie. Świecie bez pośpiechu, bez napinki, bez stresu. Żaden las nie jest tak piękny jak ten w Tatrach. Nigdzie indziej tak nie pachnie i nigdzie indziej mech nie ma takiego koloru. Świeże ślady dzików (a może to były inne zwierzęta  - głowy nie dam, zresztą co za różnica boję się wszystkich) wyganiają mnie na dół, nad rzekę. Zupełnie inna atmosfera. Biegam to tu to tam. Po trawie, po błocie, po kładkach i po kamieniach. Siadam, wsłuchuję się w szum i się uśmiecham. Już wiem, że było warto przyjechać tylko po to, żeby pobiegać właśnie tutaj. Już wiem, że za rok nie chcę oglądać bramy startowej Biegu na Kasprowy, chcę z niej wystartować. Marzenia o górskim bieganiu stają się coraz bardziej natrętne i nie dają mi spokoju… Zbieram się w ostatnie z moich ulubionych miejsc. Polana przy Dolinie Suchej Wody wita mnie swoim wspaniałym widokiem i słońcem gorącym jak w środku lata. 


Nie wiem ile przebiegłam, ani jak długo biegałam. Zegarek zastopowałam nad rzeką i nie już go nie włączyłam. Nogi jak nowe. Stopa nawet nie zakuła. Zobaczymy co na to katowicki asfalt.

5 komentarzy:

  1. ... się wzruszyłam się. Tęsknię za Tatrami ukochanymi okrutnie, ciągle gdzieś mnie rzuca po świecie i nie udaje mi się w najulubieńsze góry ostatni pojechać, a tu takie opisy! I Małe Ciche.. w czasach licealnych jeździłam tam co najmniej dwa razy w roku, ile wspomnień!
    Super, że stopa dała Ci nacieszyć się górskim bieganiem, powodzenia w mieście :))

    OdpowiedzUsuń
  2. świetna wiadomość:) stopa musi się pogodzić z katowickim asfaltem łaski nie robi;)Kapitalny wypad w góry:)a z Młodego będzie rewelacyjny kibic:)pozdrowaśki;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale mi smaka narobiłaś! Uwielbiam Tatry, a w szczególności te zachodnie. W tym roku już jednak tam nie pojadę. Przez zimę za to będzie planowanie trasy kilkudniowej wycieczki i oby do wiosny.
    A młody jak się tak na Ciebie napatrzy, to z niego biegacz wyrośnie, że ho ho :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie! Musiało być niesamowicie :) Ja planuję na przyszły rok wybrać sie w góry pierwszy raz nie piechurowo, a biegowo :) Potem cel Jawornik :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie że stopa wydobrzała :)
    "Góry moje jak żagle napięte,
    Jak piersi dziewczęce przez wiatr odsłonięte,
    Góry moje z niebem zrośnięte.
    Góry moje to maszty stojące
    I żagle zielone, i sztormy ryczące,
    Góry moje, góry i słońce. "
    Ach! Jak ja Ci zazdroszczę! W górach jest zawsze mnóstwo pozytywnej energii...
    A maluch nie wygląda na za dużego żeby go nosić, ja swoją prawie trzyletnią pociechę na górskie wędrówki zabieram do nosidła. I okazuje się, że taki spacer z dzieckiem w nosidle to też niezły trening ;)

    OdpowiedzUsuń