Trzeci tydzień
biegania według planu FIRSTa upływa pod znakiem fascynacji planem i bieganiem
samym
w sobie. Przy okazji zadaję sobie pytanie na co tak naprawdę mnie stać? Wróciłam do biegania nie tak dawno, więc zaczęłam powoli. Slowly but surely, tak? Klepałam sobie po 10km w bardzo wygodnym tempie 6 z ogonem /km. Przyspieszyć i wycisnąć z siebie coś więcej było ciężko. Czasami ogon skracał się
a czasami wydłużał, ale generalnie ciężko mi jest się go pozbyć. I jak tu marzyć o półmaratonie w okolicy 2h? A ja lubię marzyć. I jest jeszcze coś. Ambicja. Czasem próbuję z nią walczyć, bo głupia ambicja zamiast pomagać w realizacji celów, psuje całą zabawę.
w sobie. Przy okazji zadaję sobie pytanie na co tak naprawdę mnie stać? Wróciłam do biegania nie tak dawno, więc zaczęłam powoli. Slowly but surely, tak? Klepałam sobie po 10km w bardzo wygodnym tempie 6 z ogonem /km. Przyspieszyć i wycisnąć z siebie coś więcej było ciężko. Czasami ogon skracał się
a czasami wydłużał, ale generalnie ciężko mi jest się go pozbyć. I jak tu marzyć o półmaratonie w okolicy 2h? A ja lubię marzyć. I jest jeszcze coś. Ambicja. Czasem próbuję z nią walczyć, bo głupia ambicja zamiast pomagać w realizacji celów, psuje całą zabawę.
W tym tygodniu
pojawiło się małe światełko w tunelu, a w zasadzie dwa małe światełka w postaci
dwóch ostatnich treningów.
Wczoraj były
interwały w przepięknych okolicznościach przyrody. Padał rzęsisty, ale letni
deszcz, który fantastycznie schładzał i koił. Co prawda momentami ciężko było
patrzeć przez siebie, bo oczywiście czapka z daszkiem została w domu, ale to
zupełnie bez znaczenia. Czapeczki nie wzięłam celowo. Miałam nadzieję, że
zaczaruję deszcz i nie będzie padać, ale w koniec końców cieszyłam się z tego
deszczu jak dziecko.
W planie było
1200, 1000, 800, 600, 400, 200 – każdy odcinek w coraz szybszym tempie.
Rozgrzewka paraliżowała mnie zamiast rozgrzewać. Byłam przerażona. Już widziałam
siebie jak nie jestem w stanie wykrzesać z siebie zadanej prędkości, brakuje mi
tchu i w ogóle dupa. Zakładałam, że istniej możliwość, że odpadnę po pierwszym
odcinku 1200 w czasie ok. 5:00 /km. Biegłam asekuracyjnie. Kiedy wyszło 5:10
/km i serce nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej coś we mnie pękło. 1000
strzelił sama nie wiem kiedy. Ten i każdy kolejny odcinek był szybszy niż
zadane średnie tempo. I nie mogę powiedzieć, że kosztowało mnie to jakiś
nieludzki wysiłek. Po treningu czułam, że biegałam. Teraz już wiem, że mam
problem z utrzymaniem zadanego tempa przez określony odcinek (tzn. albo jest za
szybko, albo jest za wolno), ale generalnie nie jest źle. Skoro mogę
przebiec 1200m w tempie 5:10 /km, to czy
nie dam rady 5km, albo 10km…kiedyś? Wróciłam do domu z uśmiechem dookoła głowy.
A dziś (środa)
trochę na przekór wszystkiemu było wybieganie. Na przekór, bo w sumie chyba za
szybko dzień po interwałach, poza tym musiało to być wcześnie rano. Zawsze
biegam rano, ale o piątej już dawno sama z własnej woli nie wstałam. Plan: 18km
w tempie 6:22 /km. Rozgrzewka i znowu myślę. Tym razem nie na czarno. Staram się
rozkminić jak podejść do tej połówki w październiku. Czy jest sens szarpać się
o złamanie dwóch godzin, czy to jeszcze nie czas? Było chłodno i przyjemnie. Tętno nie skakało za bardzo. Nawet się nie obejrzałam, jak po pierwszych kilometrach w tempie standardowym ok. 6:20 – 6:30 /km, Garmin zameldował kolejny kilometr w czasie poniżej 6:00 /km, a potem kolejny i kolejny. I tak było do samego końca. No, prawie. Ostatnie dwa kilometry to w zasadzie ciągły podbieg i ogon znowu się przypałętał. Ale było pięknie. Czułam już nogi, wysiłek był coraz większy, ale zakończyłam bieg wynikiem 18,15 km z średnim tempem 6:04 /km. Biorąc pod uwagę, że tydzień temu było 17km w tempie 6:44 /km
i wyplutymi płucami przy tym – wow! Wiem, że longi powinno się biegać luźno, ale chciałam sprawdzić, czy dam radę przyspieszyć i utrzymać to przez pewien czas. Teraz już wiem. Mogę to zrobić. Tylko nie wolno się zamulać. Jak zaczynam bezmyślnie człapać to najczęściej na człapaniu się skończy.
o złamanie dwóch godzin, czy to jeszcze nie czas? Było chłodno i przyjemnie. Tętno nie skakało za bardzo. Nawet się nie obejrzałam, jak po pierwszych kilometrach w tempie standardowym ok. 6:20 – 6:30 /km, Garmin zameldował kolejny kilometr w czasie poniżej 6:00 /km, a potem kolejny i kolejny. I tak było do samego końca. No, prawie. Ostatnie dwa kilometry to w zasadzie ciągły podbieg i ogon znowu się przypałętał. Ale było pięknie. Czułam już nogi, wysiłek był coraz większy, ale zakończyłam bieg wynikiem 18,15 km z średnim tempem 6:04 /km. Biorąc pod uwagę, że tydzień temu było 17km w tempie 6:44 /km
i wyplutymi płucami przy tym – wow! Wiem, że longi powinno się biegać luźno, ale chciałam sprawdzić, czy dam radę przyspieszyć i utrzymać to przez pewien czas. Teraz już wiem. Mogę to zrobić. Tylko nie wolno się zamulać. Jak zaczynam bezmyślnie człapać to najczęściej na człapaniu się skończy.
Po raz kolejny
stwierdzam, że plan treningowy zakładający dokładne tempa to był strzał w
dziesiątkę. Tylko czy to wystarczy, żeby czas mojego pierwszego półmaratonu miał z przodu 1? Tak czy inaczej spróbuję zawalczyć, zresztą zobaczymy bliżej startu. Jeśli macie ochotę możecie wylać mi kubeł zimnej wody na głowę, albo ciepłej...
Przydałby się jakiś start weryfikujący to co nabiegałam. Może
coś na 10km po wakacjach. Mam już kilka typów, ale jak zwykle jest tak, że jak
nie ma żadnego interesującego mnie biegu to nie ma go nigdzie
w okolicy, a jak są to np. 2 albo 3 w ten sam weekend. Zdecyduję po urlopie. Can’t wait.
w okolicy, a jak są to np. 2 albo 3 w ten sam weekend. Zdecyduję po urlopie. Can’t wait.
Zrzut
dotychczasowej realizacji tygodnia 3 (9 od końca) poniżej. U góry znajduje się plan pierwotny, który często trochę modyfikuję i w dolnej tabeli powtarza się zmieniony. W tym tygodniu
został mi jeszcze bieg tempowy, ale nie wiem czy zdążę przed wyjazdem. Jeśli nie, mam nadzieję, że uda się na miejscu.
Wow, gratuluję tak udanych treningów :) Jeśli chodzi o starty, to zapraszam do Łodzi 1 września na Bieg Fabrykanta :)
OdpowiedzUsuńDzięki za zaproszenie, 1 września raczej nie dam rady wyrwać się do Łodzi. Może następnym razem.
UsuńZ takimi treningami dwie godziny złamiesz na bank;)powodzenia i pozdrowaśki:)
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za wsparcie :) Zobaczymy co z tego wyjdzie
Usuń18km o piątej rano z taki tempem, podziwiam :)
OdpowiedzUsuńJak nie pobiegnę rano, to potem już tego nie zrobię. Jestem typem "morning runnera", nie lubię biegania wieczornego...
Usuńwow, nie dość, że super dlugie dystanse to jeszcze świetny czas!
OdpowiedzUsuńJa też przygotowuje sie do pierwszego półmaratonu i własnie jestem w 6 tygodniu 12 tygodniowego treningu i dopiero w tę sobotę moje wybieganie sięga 9,5 mili, czyli ok. 15 km.
Moje wybieganie według planu też powinno być nieco krótsze, wydłużyłam je bo mam problemy z cierpliwością, chciałam już. Cieszę się, że się udało :0
Usuń"Jak nie pobiegnę rano, to potem już tego nie zrobię. Jestem typem "morning runnera", nie lubię biegania wieczornego..." - mam identiko :D
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki za złamanie dwójki (i nie mówię tu o zębie :) )
mi jeszcze tez sie to nie udało ....grrr.... :))
nieźle! ja ciągle szukam planu odpowiedniego bo czuję, że to zupełnie inna jakość biegania :)
OdpowiedzUsuńdokładnie, odkąd trenuję według planu, który czuję biegam szybciej i sprawia mi to większą frajdę :)
Usuńwow, świetnie Ci idzie :) ja zauważyłam, że jak nie realizuję 'planu', tylko po prostu biegam, sprawia mi to więcej radości... jakoś łatwiej i przyjemniej wyjśc mi na trening :)
OdpowiedzUsuńu mnie jest na odwrót, ale każdy musi znaleźć to co jest najlepsze dla niego, jak w zyciu :)
Usuń