Wczoraj w nocy
na fanpejdżu Bacówki Bartne taki wpis znalazłam:
Rok 2016 będzie miał 366 dni. To dużo.
Rok 2016 będzie miał 8784 godziny. To duużo .
Rok 2016 będzie miał 527040 minut. To duuużo.
Rok 2016 będzie miał 31622400 sekund. To duuuużo.
Rok 2016 będzie miał ...będzie miał...będzie miał
bardzo dużo chwili. To duuuuużo. To bardzo duuuuuuużo. To bardzo dużo okazji ,
żeby być szczęśliwym. Nie zmarnujcie ani jednej.
Proste? Jak budowa cepa.
Taaaaa...
Są takie chwile kiedy uświadamiasz sobie, że trzeba żyć
natychmiast. Dociera do Ciebie nie ma sensu marnować życia, energii, czasu na
pierdoły, zazdrość i złość. Kiedy pojawia się wizja, że czegoś z Twojego wcale
przecież nie idealnego życia, może nagle
zabraknąć obiecujesz sobie, że teraz to
już na pewno będziesz żyć na maksa. I trwasz w tym postanowieniu chwilę albo
dwie. A potem wracasz do rozmieniania się na drobne.
Żyć dobrze wcale nie jest tak trudno jak mogłoby się
wydawać. To tylko kwestia Twojego wyboru.
Na początek wystarczy podjąć decyzję czy
będzie to dobry dzień. Jak już podejmiesz decyzję, bądź konsekwentny do
wieczora. I tak każdego dnia.
Nie przestawaj marzyć, ale pamiętaj o
jednym – marzenia same się nie spełniają – tylko Ty jesteś w stanie je spełnić.
Karma.
Nie zapominaj o niej. Dobro wraca zawsze, ale zło jeszcze szybciej.
O zasadach, o tym jak żyć lepiej, jak być
szczęśliwszym dużo się mówi, pisze i rozmyśla w pierwszych dniach kolejnego
roku. Nie ma na to mocnych. Zmiana daty z buciorami próbuje wejść w nasze życie
i w nim namieszać, a co my z tym zrobimy to już zupełnie inna historia i
wyłącznie nasza sprawa.
Udało mi się zacząć ten rok, tak jak
chciałam. Najpierw w gronie najbliższych i najmniejszych, a potem na biegowo
przy okazji dorzucając swoje złotówki do zbiórki dla Hanii Mielec.
Pierwszego stycznia w planie było 18
kilometrów w drugim zakresie, zdecydowałam że będzie łatwiej i raźniej
pobiec to w grupie. Biegi ciągłe na wysokim tętnie wciąż budzą we mnie lęk, bardzo lubię ten moment w tygodniu treningowym, kiedy mogę oznaczyć je w dzienniczku
jako zrobione. I tak drugi raz (o pierwszym razie na tej imprezie trzy lata temu
pisałam TUTAJ) trafiłam na Śląski Noworoczny Maraton Cyborga. Dlaczego Cyborga?
A czy ktoś kto nim nie jest biega maraton często dzień po imprezie po pętlach w
parku, gdzie płaskich ścieżek ze świecą szukać? Ja w każdym razie jeszcze nim
nie jestem, pobiegłam trzy kółka. I to był dobry trening. Na podbiegach była
moc, żeby nie zwalniać do tempa komfortowego. Na ostatnich trzech kilometrach
miałam parę, żeby przycisnąć. A po dwóch
dniach zostało mi nieco animuszu, żeby wykręcić nową życiówkę na pięć
kilometrów. To był świetny bieg, taki z uśmiechem od ucha do ucha i z
zadowoleniem z wyniku. Szesnaście minut lepiej niż trzy miesiące temu i niecałe
cztery minuty słabiej od życiówki napawa optymizmem przed sezonem. Pewnie
mogłabym się przyczepić do organizacji. Dwadzieścia minut opóźnienia w ujemnej
temperaturze to raczej poważna obsuwa. Wielu uczestników, z których zdecydowana
większość biegła dla zabawy, a duża część regularnie odwiedza tę imprezę,
komentowało to. Oczekując na start w ciepłym pomieszczeniu i popijając
serwowaną przez organizatorów gorącą herbatę, narzekało tak bardzo, że dałam się na moment wkręcić i przez chwilę
też byłam niezadowolona. Na szczęście przeszło mi zaraz po starcie. Ludzie ogarnijmy się! Impreza w sumie czterodniowa
(maraton w ramach cyborga można było pobiec codziennie od 31 grudnia do 3
stycznia!!!) zorganizowana przez garstkę osób przy wpisowym dwadzieścia złotych.
Tak wiem, czekaliśmy na start. I wiem, że nie ma jeszcze oficjalnych wyników. I że nie było pryszniców. Była
za to najlepsza herbata, kawa, wypasiony bufet i co najważniejsze serdeczny
uśmiech i wsparcie od wszystkich organizatorów. Nic więcej organizatorzy nie
obiecywali. Nauczmy się nie szukać dziury w całym i chociaż w pierwszym dniu w
roku widzieć szklankę do połowy pełną.
![]() |
Fot: Kasia Schroder |
![]() |
Fot z finiszu, dalej frunę :) Autorem zdjęcia jest Wojownik Slawii |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz