niedziela, 3 stycznia 2016

Cyborgiem jeszcze nie zostałam, ale wszystko przede mną. Jak żyć w dwatysiąceszesnastym już wiem.

Wczoraj w nocy na fanpejdżu Bacówki Bartne taki wpis znalazłam:

Rok 2016 będzie miał 366 dni. To dużo.

Rok 2016 będzie miał 8784 godziny. To duużo .
Rok 2016 będzie miał 527040 minut. To duuużo.
Rok 2016 będzie miał 31622400 sekund. To duuuużo.
Rok 2016 będzie miał ...będzie miał...będzie miał bardzo dużo chwili. To duuuuużo. To bardzo duuuuuuużo. To bardzo dużo okazji , żeby być szczęśliwym. Nie zmarnujcie ani jednej.


Proste? Jak budowa cepa.

Taaaaa...

Są takie chwile kiedy uświadamiasz sobie, że trzeba żyć natychmiast. Dociera do Ciebie nie ma sensu marnować życia, energii, czasu na pierdoły, zazdrość i złość. Kiedy pojawia się wizja, że czegoś z Twojego wcale przecież nie idealnego życia, może nagle zabraknąć  obiecujesz sobie, że teraz to już na pewno będziesz żyć na maksa. I trwasz w tym postanowieniu chwilę albo dwie. A potem wracasz do rozmieniania się na drobne.

Żyć dobrze  wcale nie jest tak trudno jak mogłoby się wydawać. To tylko kwestia Twojego wyboru.

Na początek wystarczy podjąć decyzję czy będzie to dobry dzień. Jak już podejmiesz decyzję, bądź konsekwentny do wieczora. I tak każdego dnia.

Ciesz się z tego co masz. Nie zazdrość innym. A jeśli chcesz mieć tyle co oni – zapierdzielaj.

Nie przestawaj marzyć, ale pamiętaj o jednym – marzenia same się nie spełniają – tylko Ty jesteś w stanie je spełnić.

Karma. Nie zapominaj o niej. Dobro wraca zawsze, ale zło jeszcze szybciej.

O zasadach, o tym jak żyć lepiej, jak być szczęśliwszym dużo się mówi, pisze i rozmyśla w pierwszych dniach kolejnego roku. Nie ma na to mocnych. Zmiana daty z buciorami próbuje wejść w nasze życie i w nim namieszać, a co my z tym zrobimy to już zupełnie inna historia i wyłącznie nasza sprawa.

Udało mi się zacząć ten rok, tak jak chciałam. Najpierw w gronie najbliższych i najmniejszych, a potem na biegowo przy okazji dorzucając swoje złotówki do zbiórki dla Hanii Mielec.

Pierwszego stycznia w planie było 18 kilometrów w drugim zakresie, zdecydowałam że będzie łatwiej i raźniej pobiec to w grupie. Biegi ciągłe na wysokim tętnie wciąż budzą we mnie lęk, bardzo lubię ten moment w tygodniu treningowym, kiedy mogę oznaczyć je w dzienniczku jako zrobione. I tak drugi raz (o pierwszym razie na tej imprezie trzy lata temu pisałam TUTAJ) trafiłam na Śląski Noworoczny Maraton Cyborga. Dlaczego Cyborga? A czy ktoś kto nim nie jest biega maraton często dzień po imprezie po pętlach w parku, gdzie płaskich ścieżek ze świecą szukać? Ja w każdym razie jeszcze nim nie jestem, pobiegłam trzy kółka. I to był dobry trening. Na podbiegach była moc, żeby nie zwalniać do tempa komfortowego. Na ostatnich trzech kilometrach miałam parę, żeby przycisnąć.  A po dwóch dniach zostało mi nieco animuszu, żeby wykręcić nową życiówkę na pięć kilometrów. To był świetny bieg, taki z uśmiechem od ucha do ucha i z zadowoleniem z wyniku. Szesnaście minut lepiej niż trzy miesiące temu i niecałe cztery minuty słabiej od życiówki napawa optymizmem przed sezonem. Pewnie mogłabym się przyczepić do organizacji. Dwadzieścia minut opóźnienia w ujemnej temperaturze to raczej poważna obsuwa. Wielu uczestników, z których zdecydowana większość biegła dla zabawy, a duża część regularnie odwiedza tę imprezę, komentowało to. Oczekując na start w ciepłym pomieszczeniu i popijając serwowaną przez organizatorów gorącą herbatę, narzekało tak bardzo, że dałam się na moment wkręcić i przez chwilę też byłam niezadowolona. Na szczęście przeszło mi zaraz po starcie. Ludzie ogarnijmy się! Impreza w sumie czterodniowa (maraton w ramach cyborga można było pobiec codziennie od 31 grudnia do 3 stycznia!!!) zorganizowana przez garstkę osób przy wpisowym dwadzieścia złotych. Tak wiem, czekaliśmy na start. I wiem, że nie ma jeszcze oficjalnych wyników. I że nie było pryszniców. Była za to najlepsza herbata, kawa, wypasiony bufet i co najważniejsze serdeczny uśmiech i wsparcie od wszystkich organizatorów. Nic więcej organizatorzy nie obiecywali. Nauczmy się nie szukać dziury w całym i chociaż w pierwszym dniu w roku widzieć szklankę do połowy pełną.

Fot: Kasia Schroder



Fot z finiszu, dalej frunę :) Autorem zdjęcia jest Wojownik Slawii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz