wtorek, 6 października 2015

Superbohaterem być.

Armagedon. To słowo i ten stan pojawił się w moim domu siedem tygodni temu.  Z drugim dzieckiem jest łatwiej, mówili. Taaaaaaaaaaaa. Że ja głupia uwierzyłam… Pierwsze dni po powrocie ze szpitala pamiętam jak przez mgłę i dobrze, bo nie należałam do najszczęśliwszych osób na świecie. Nie linczować proszę, tylko zrozumieć, że jak ktoś lubi sobie ze wszystkim radzić, a potem nie radzi sobie z niczym, to nie ma mowy, żeby lubić ten stan. I pewnie do dziś tkwiłabym w piżamie, gdyby nie SUPER MOCE, które odkryłam, kiedy przestałam słuchać dobrych rad i dwa tygodnie po porodzie zrobiłam po swojemu i zabrałam ferajnę w góry.  Wtedy po raz pierwszy poczułam się jak  SUPERBOHATER. Może i żyję w lekkim chaosie, może mam ochotę uciec przed własnymi dziećmi co najmniej raz dziennie, ale nigdy tak często nie czułam się jak SUPERBOHATER. A teraz mam ten stan. Potrafię się rozdwoić na przykład. Mogę jednocześnie zmieniać pieluszkę młodszemu,  kopać piłkę ze starszym i  przypominać mężowi przez telefon co ma załatwić w banku albo kąpiąc starszego bujać nogą młodszego w foteliku, drugą nogą ćwicząc propricepcję (tak wczoraj zastał mnie mąż, podziw w jego oczach porównywalny z tym, który widziałam po pierwszym maratonie). Jednoczesne karmienie młodszego ze starszym na kolanach i trzystustronicową książką z bajkami trzymaną w powietrzu (bicki rosną!) to cowieczorny rytuał. Czy to nie jest SUPER MOC? I jeszcze ta NADPRZYRODZONA SIŁA, no bo jak to inaczej nazwać,  kiedy po śnie pociachanym jak mięso na tatara, zaczynasz wszystko od nowa bez jednego nawet mrugnięcia okiem? Ba, zaczynasz nie byle jak, bo od małego WOD’a, bo budzi szybciej niż kawa. Tylko PELERYNY  bohatera mi brakuje.


Każdego dnia wykonuję nie jedną, nie dwie i nie trzy misje specjalne. Sorry, takie życie SUPERBOHATERA, który ma jedno zadanie – nie pozwolić zawładnąć chaosowi swoim światem.  Lekko nie jest.  Zresztą jak jest lekko to zazwyczaj daję dupy, rozleniwiam się i odpuszczam. A idąc tym tropem, z dwójką  dzieci na rękach, z oczami postawionymi na zapałkach i zapasem relanium w przyszłym roku rozwalę nie jeden kiosk.  

Góry lekiem na całe zło. Wiadomo.

3 komentarze: