Autorytet ze mnie żaden, ale muszę, bo inaczej się uduszę.
Obrazek z wczoraj:
Milion stopni w cieniu. Budujemy z Synem nowatorski system nawadniania grządek, zbieramy jeżyny, Syn urządza skoki do basenu, pływa, nurkuje, następnie urządzamy tor przeszkód i pokonujemy go biegiem, na kolanach, tyłem, jak się da. W międzyczasie jeszcze zabawa w piaskownicy i oczywiście miliard pytań, które nie mogły pozostać bez odpowiedzi. Po cichu marzę, żeby ta buzia zamknęła się choć na chwilę. Mąż za to głośno pyta, czy u nas zawsze musi być tak głośno? Przecież sąsiedzi też mają dziecko i nie dobiegają stamtąd żadne okrzyki.
No właśnie. Zerkam do sąsiada. Sąsiadka i jej córka (lat chyba 7, może 8) leżą na leżakach w tej samej pozycji, w której je zastałam, kiedy przyszliśmy. Mama z telefonem, córka z tabletem. Zmieniła się tylko ilość Pepsi w dwulitrowej butelce postawionej obok córki. Była pełna, jest pusta. To, że mama i córka mają niemałą nadwagę, to już w sumie szczegół. Bardziej dotyka mnie fakt sposobu spędzania czasu. Czy siedmiolatka naprawdę nie potrzebuje uwagi rodzica, zabawy i ruchu? Na ogródku stoi basen, zjeżdżalnia, trampolina. Stoi, bo nigdy nie widziałam, żeby dziewczynka z czegokolwiek korzystała. No i ważniejsze pytanie - czy rodzic nie potrzebuje kontaktu z dzieckiem?
To ja już wolę, żeby u mnie zawsze było głośno. Ludzie, ogarnijmy się! Dzieciństwo naszych dzieci minie szybciej niż nam się wydaje. Nasze życie minie szybciej niż nam się wydaje!
Wszystko jest dla ludzi. Nie jestem moim mężem, który internetu, facebooka i całej reszty do szczęścia nie potrzebuje, nie używa i nie rozumie. Ja korzystam, ale nadszedł taki moment, kiedy nauczyłam się nie wyciągać telefonu bez potrzeby (no, może poza dniami kiedy obserwuję relacje online z biegów takich jak BUGT - to uzależnienie jest silniejsze ode mnie).
Obrazki rodziców na placach zabaw czy ludzi w pubach, którzy wpatrują się w ekrany, zamiast podnieść wzrok i porozmawiać z tymi, których mamy obok, napawają mnie przerażeniem, bo stały się widokiem codziennym. Ludzie nie wiedzą ile tracą. I mam wrażenie, że nawet pojawiające się kampanie społeczne, mogą nie pomóc.
Jakiś czas temu na blogu Twój Bieg Twoje Zwycięstwo przeczytałam:
TRZEBA ŻYĆ NATYCHMIAST, JEST PÓŹNIEJ NIŻ NAM SIĘ WYDAJE
Nie trać życia na pierdoły. Nie idź na łatwiznę. Dbaj o siebie i swoich bliskich. Goń marzenia. Zepnij dupę, znajdź czas i równowagę.
No dobra, powymądrzałam się (może to te sławne ciążowe hormony, a może wcale nie? ) to teraz biorę sprawy w swoje ręce i idę rodzić, bo jutro będziemy już w komplecie :) A Ty odłóż srajfona i zrób coś fajnego :)
Niby wszyscy o tym wiemy, ale często trudno to wykonać, bo to tamto siamto, srajfon, rozmiana na drobne, itd. Dlatego dobrze jest przeczytać taki tekst- krótki i treściwy jak kopniak w tyłek motywujący do działania. Masz absolutną rację Ala! :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAch, co to by było bez smartfona! Jak bez ręki. Ale naprawdę najfajniej jest, jak go odkładam w diabły i poświęcam 100 procent uwagi córeczce. Naprawdę trzeba się pilnować, by dziecko nie widziało rodzica tylko z nosem przyklejonym do ekranu. I by samo tak nie miało. Mam nadzieję, że już w powiększonym składzie jesteście i wszystko jest ok.
OdpowiedzUsuńŻal mi tych dzieciaków. Tak naprawdę nie mają dzieciństwa i zastanawiam się co będą wspominać za kilka lat. Najsmutniejsze jest to, że takie dzieciaki pozostawione na chwilę bez telefonu nie są w stanie wymyślić dla siebie jakiejś zabawy. Kurczę, kiedy byłam mała uwielbiałam podchody, chowanego, zabawę w "dom", czytałam mnóstwo książek... Co wyrośnie z takich dzieciaków?
OdpowiedzUsuńŚwięta racja! :)
OdpowiedzUsuń