sobota, 30 marca 2013

Moje pierwsze wspomnienie biegowe



Niniejszy wpis bierze udział w konkursie organizowanym przez portal CupoNation.pl oraz blog PrzebiecMaraton.pl.

Ja i bieganie? Para idealna? Chciałabym w to wierzyć. I czasem wierzę. Chociaż, jeśli przywołać moje pierwsze wspomnienia biegowe, to Ala stać obok biegania nie powinna, a co dopiero iść z nim w parze.

Pierwsze z nich nawet nie jest moje, za to opowiedziane przez Mamę tyle razy, że prawie widzę siebie, kilkuletnią goniącą po podwórku inne dzieci, zawsze ostatnią, bo podobno zawsze byłam ogonem. Lubiłam się ścigać, chociaż Mama mówi, że chyba mi się coś pomieszało, że nie mogę tego pamiętać, zawsze przecież dublowana byłam przez wszystkich, przez niektórych nawet po dwa razy. Zawsze człapiąca, zawsze na końcu, zawsze obrażona. Podobno bez zacięcia sportowego. Kompletnie.

sobota, 23 marca 2013

Biegowe Powitanie Wiosny - Test Coopera na Stadionie Śląskim.





Wolałabym przemilczeć ten temat. Kusiło, nie powiem. Tym bardziej, że przecież o czym ja mówię? Powitanie czego? Że wiosny?  Z dziesięciostopniowym mrozem dziś? Żart jakiś. Zima w tym roku wyjątkowo zagrała mi na nosie. Przechorowałam prawie całą. W związku z tym wiedziałam jak ten test może się zakończyć i zastanawiałam się, czy to w ogóle ma sens. Jednak ma. Mam napisane, czarno na białym, na ładnym dyplomie, że mojej formy szukać będę chyba gdzieś w Los Angeles, albo w innym Honolulu, tak daleko uciekła. Zlokalizuję, dogonię i złapię. Wyjścia innego nie widzę.

Na  stadion wybraliśmy się rodzinnie. Oprócz biegowego uczczenia pierwszego dnia wiosny w planie było jeszcze pierwsze topienie marzanny Bąbla. Tak samo słabo udane jak i test. Zimno było przeraźliwie, śnieg z deszczem i przeszywający wiatr. Dzielnie szukaliśmy w parku najmniejszej powierzchni nie skutej lodem w akwenach i bajorkach Parku Śląskiego. Udało się. Borys bardzo niechętnie pożegnał się z marzanną, w końcu przytulił ją, zrobił Pa! Pa! I została w kałuży, bez najmniejszych szans na dopłynięcie gdziekolwiek, a my udaliśmy się na miejsce zbiórki do budynku dyrekcji stadionu. 
 
W oczekiwaniu na Augusta Jakubika mój synuś zaprzyjaźniał się z biegaczami, czy tego chcieli czy nie ;) Jak zwykle, jak na wszystkich imprezach organizowanych przez p. Augusta atmosfera fantastyczna, bardzo przyjazna. Także podczas wspólnej rozgrzewki, obowiązkowej dla wszystkich przed przystąpieniem do testu. Sam test odbywał się na boisku bez bieżni lekkoatletycznej, co mnie trochę zdziwiło i zastanawiałam się jak dokładny będzie pomiar odległości. Wszystko jednak było bardzo skrupulatnie odmierzone, a dystans zgadzał się dokładnie z tym co pokazywał Garmin. Idąc na start wiedziałam, jaką przyjmę taktykę. Planowałam wszystko zrobić w równym tempie, a przynajmniej nie zakwasić się na początku. A co zrobiłam? Sygnał startu wywołał taką adrenalinę, że wyskoczyłam (jak zwykle zresztą głupia!) jak z armaty. Pierwsze 300m w tempie 3:31 min/km (odbiło mi zupełnie, przecież ja tak szybko nie biegam),  a potem było już tylko gorzej, pierwszy kilometr 4:53 min/km, a wynik całości to 2490m. Żenua. Wolałabym pozostawić go bez komentarza. Mogłabym szukać wymówek, w końcu było tak przeraźliwie zimo, ręce tak skostniałe, że ledwo nimi ruszałam, popełniłam podstawowy błąd na starcie, ale finalnie wynik daje odzwierciedla poziom mojej formy. Dobrze, że pobiegłam. Prawda w oczy kole. Już nie potrzebuję budzika, żeby wstać. Ambicja jest moim budzikiem, najlepszym, bo takim, którego wyłączyć się nie da.




sobota, 16 marca 2013

Nie ma bólu co nie boli, czyli za co kocham interwały.



Pierwszy trening interwałowy po przerwie. Wstaję rano, przez głowę przemykają myśli o zdezerterowaniu, zamianie treningu na jakieś przyjemne człapanie. Po co mi interwały, skoro na nabiegałam żadnej bazy? Kalkuluję, że może na początek zamiast dwunastu czterystetek wystarczy dziesięć, albo osiem. Na parkingu dochodzę do wniosku, że w sumie sześć też będzie ok. Chyba nigdy nie moja rozgrzewka nie była tak długa i solidna. Odwlekałam moment zmiany tempa o kolejne metry i  sekundy. W końcu przestaję się cyrtolić. Pierwszy odcinek asekuracyjnie kilka sekund wolniej niż na początku zakładałam. Nie było tak źle. Przy drugim wskakuję na właściwe tempo i zaczyna się zabawa. Po czwartym wydłużyłam przerwę dwukrotnie, ale już wiedziałam, że żadnego skracania treningu czy odpuszczania nie będzie. Czułam, że dam radę. Muszę i nie mam innego wyjścia. Kolorowo nie było, od pierwszej sekundy przyspieszenia nerwowe zerkanie na mijane metry i wielkie odliczanie. Najpierw do połowy dystansu, potem do połowy z połowy, ostatnie sto, pięćdziesiąt, dwadzieścia i dziesięć metrów. I tak za każdym razem. W kółko też liczenie skoro mam już cztery to jeszcze tylko osiem. Osiem nie jest straszne tylko dlatego, że to przecież tylko dwa razy cztery. Jest pięć, czyli zostało siedem. Jeszcze tylko jeden i będzie połowa. Po szóstym było z górki, po piątym zostało już tylko banalne cztery. Przy dziesiątym kryzys, duch wyzionięty, serce skacze obok. Skoro mam dziesięć to po co mi te dwa? Co one mogą zmienić? To tylko osiemset metrów. Żeby nie mieć siły myśleć podkręcam tempo i na koniec prawie umieram. Pięknie było.

Uwielbiam interwały.

  • Za to że wykańczają.

  • Za to, że mam poczucie dobrze odwalonej roboty.

  • Za to, że w trakcie mam siłę myśleć tylko o wysiłku na najbliższe kilka minut, myślenie o całym treningu zabiło by mnie na miejscu.

  • Za to, że to przecież „tylko” sklejanie krótkich odcinków :)

  • Za to, że kiedy wątpię czy jestem w stanie przebiec 10 kilometrów poniżej 46 minut, mogę sobie powiedzieć, że przecież na treningu biegam połowę w czasie szybszym, tylko podzielonym na odcinki.

  • Za to, że zawsze po włączeniu ich do planu, nogi się nakręcają i kręcą się coraz szybciej.

Interwałów teraz będzie sporo. Z bólem serca, ale maraton musi poczekać do jesieni. Nieprzygotowana nie pobiegnę. W najbliższym czasie czekają inne wyzwania i cele. Na początek wspólny start z Blog@czami w sztafecie Accreo Ekiden. Zostało kilka tygodni, żeby rozkręcić nóżki!

sobota, 9 marca 2013

CAŁA POLSKA BIEGNIE DLA KAROLINY

O Biegu dla Karoliny można przeczytać już w wielu miejscach, jednak zawsze jest szansa, że znajdzie się choć jedna dodatkowa osoba, która zechce pomóc i dołączyć. Takie akcje i momenty zabierają mi oddech
i sprawiają, że siłą rzeczy muszę się zatrzymać. Z jednej strony ludzka solidarność, empatia i chęć niesienia  pomocy wywołuje pozytywne emocje, z drugiej strony jest Karolina, która toczy walkę. 
Wspaniałe jest to, że nie jest w tej walce sama. Ja pobiegłam specjalnie dla Karoliny dziś i zachęcam wszystkich, aby się przyłączyli. Naprawdę nie trzeba wiele. Nie ważne gdzie pobiegniecie, jak długo i jak daleko. Liczy się każda złotówka, krok i kilometr.


Biegacze z całej Polski, łączmy się z Karoliną!

Niedługo rozpocznie się sezon biegowy. Apelujemy do wszystkich biegaczy, aby w ramach rozgrzewki w dniach 8-10 marca poświęcili chociaż jeden bieg 24-letniej Karolinie z Poznania, która od trzech lat zmaga się z nowotworem - ziarnicą złośliwą. Potrzebuje 170.000 zł na lek, który może zniszczyć komórki nowotworowe.

Wcześniej Karolina każdego roku była wolontariuszką podczas maratonów i półmaratonów w Poznaniu. Teraz sama potrzebuje wsparcia. W naszych nogach jej zdrowie.

Bieg jest korespondencyjny, czyli każdy może go odbyć w swoim miejscu zamieszkania. Wystarczy przebiec 1 kilometr i wpłacić minimum 10 zł opłaty startowej, żeby znaleźć się w rankingu na stronie MaratonyPolskie.pl. Dla pierwszych 200 osób, które wpłacą co najmniej 50 zł, firmy WikossSport i STS-Timing ufundowały okolicznościowe medale. Medal będziesz mógł odebrać 7 kwietnia podczas targów towarzyszących 6.Poznań Półmaraton lub wyślemy Ci go pocztą. Skontaktujemy się z Tobą w tej sprawie na maila podanego przy wpłacie na tę zbiórkę.

KRÓTKA INSTRUKCJA BIEGU (z Regulaminu)
1. Dokonaj opłaty startowej min.10 zł na stronie tej zbiórki.
2. Przebiegnij w dniach 8-10 marca min.1 kilometr w dowolnym miejscu.
3. Zgłoś pokonany czas, dystans i miasto, w którym biegłeś na forum do 12 marca 2013r.
4. Jeśli wpłaciłeś min. 50 zł, skontaktujemy się z Tobą mailowo w sprawie okolicznościowego medalu (pierwszych 200 osób).
5. W ciągu 7 dni po zakończeniu biegu na stronie MaratonyPolskie.pl zostanie zamieszczony komunikat końcowy z rankingiem.

Gorąco zachęcamy do udziału w Biegu dla Karoliny. Razem możemy pomóc jej w walce z nowotworem.

Organizator
MaratonyPolskie.pl

Patronat nad biegiem sprawują: Fundacja Anny Wierskiej Dar Szpiku, Wikoss Sport, STS-Timing.
* Regulamin "Biegu dla Karoliny"

poniedziałek, 4 marca 2013

Working Mum



Rok rozpoczął się tak fantastycznie, że lepiej naprawdę nie mógł. Start w Cyborgu, mnóstwo energii, motywacji, jasny cel i plan na maraton. Niemalże zaraz po pierwszym stycznia pierwsze choróbsko Młodego, potem moje, potem znowu jego i tak na zmianę calutką zimę. Do tego pressing w pracy taki, że czasami zapominam jak się nazywam. I jeszcze te wieczne przepychanki z mężem o to czyja kolej na zakupy,  wynoszenie śmieci, czy inną pierdołę. Całkiem łatwo wytłumaczyłam się sama przed sobą, że przecież przez to wszystko nie mam czasu. Faktycznie tak było. Dwa, czy trzy razy zasnęłam nad pisaniem kolejnych postów, postów nigdy nie dokończonych, które miały nigdy się nie pojawić. Biegałam w luźnym momencie dnia w pracy, po to żeby potem nadganiać wieczorem, później wracać do domu i wyrzuty sumienia mieć jak Katowic na Alaskę. Zmieniłam priorytety. Przecież jako żona, matka, szef nie mam czasu na Bieganie przez duże B. Nie mogę sobie na to pozwolić. Ten luksus nie dla mnie. Z całej zazdrości
i goryczy przez kilka tygodni nie zajrzałam nawet jednym okiem do żadnego z ulubionych blogów biegowych, od których zawsze utartym zwyczajem zaczynałam dzień przy kawie. Głupia. Luty zakończyłam ze znikomym kilometrażem i totalnym dołem. Czy to, że chcę część cennego czasu przeznaczyć dla siebie zamiast dla dziecka to grzech duży czy mały? Cały czas powtarzam sobie jak zaklęcie, że szczęśliwe dziecko to szczęśliwa mama. Bardzo chcę w to w końcu uwierzyć, bo póki co to chyba slogan jakiś jest. Żeby biegać zrywam się bladym świtem, lub biegam w pracy (poprawka: robię przebieżki po kilka kilometrów, bo przecież szkoda czasu na porządny trening), po to, żeby nadrabiać w domu, kiedy mały zaśnie. Kiedy ja mam spać? Czasami mam wrażenie, że gdybym mogła się położyć i nikt by mnie nie budził przespałabym z tydzień… 

Dobrze, że wiosnę czuć w powietrzu. Dobrze, że nogi nie zapomniały jak się biega. Dobrze, że moje ciało jest do tego stworzone. Dobrze, że po dzisiejszym pierwszym od tygodni porządnym treningu nie umarłam. 12 kilometrów, godzina walki ze zmęczeniem, godzina, która dała mi więcej radochy niż mogłam sobie zażyczyć.