O tym, że aby biegać dobrze, szybko i zdrowo nie wystarczy tylko
biegać wiedzą wszyscy. Wstyd się przyznać,
ale należę niechlubnej tej grupy biegaczy, która tą część treningu zaniedbuje. Pracuję
jednak, żeby już niebawem móc napisać to stwierdzenie w czasie przeszłym. Do
pełnej mobilizacji zmusił mnie start w Tatrach, nogi same tego przewyższenia
nie przebiegną przecież. Tak więc, w
planie treningowym pojawiły się pozycje: stabilizacja, core i wytrzymałość
siłowa. Próbuję różnych rzeczy w poszukiwaniu tej, która urzeknie mnie, szybko
nie znudzi i będzie efektywna. Poszukiwania
idą nieźle, dziś bez marudzenia zamiast biegania był trening stabilizacji i
górnych partii ciała z wykorzystaniem TRX (i nie tylko). To już drugi raz w tym tygodniu (kto
mnie zna ten wie, że to fakt godny odnotowania). Po treningu poniedziałkowym
zakwasy ustąpiły w czwartek po południu, więc jest moc, choć sam sprzęt wygląda
raczej niepozornie.
TRX to system taśm, na których ćwicząc wykorzystujemy
jedynie obciążenie własnego ciała. Podczas ćwiczeń pracujemy jednocześnie nad
mięśniami powierzchownymi, ale także posturalnymi. To co najbardziej lubię w
tych ćwiczeniach – nie ma opcji, aby podczas ruchu izolować mięśnie, angażujemy
jednocześnie wiele ich grup. Lubię też uniwersalność tego sprzętu, przy użyciu
TRX można wykonywać treningi na dosłownie wszystkie partie mięśniowe w
nieskończonych kombinacjach (wystarczy zadać Googlowi pytanie i w odpowiedzi
otrzymujemy setki filmów instruktażowych).
Lubię jeszcze to, że można ćwiczyć wszędzie, wcale nie musi to być na
siłowni, taśmy można zawiesić na drzewie czy trzepaku J Ćwiczenia wyglądają na proste
i w zasadzie trzymając się dwóch prostych zasad każdy może sobie z nimi
poradzić: po pierwsze napięty brzuch i pępek wbity w kręgosłup, po drugie
utrzymujemy pozycję deski, ale jeśli wykonywane są poprawnie dają popalić
niesamowicie. W ćwiczeniu stabilizacji dla bardziej zaawansowanych można
wykorzystywać Bosu lub poduszkę destabilizacyjną, akurat mi to tego etapu jest
jeszcze daleko , więc same taśmy są dla mnie nie lada wyzwaniem.
Ekspertem nie jestem, ale ponieważ duma mnie rozpiera, chwalę się moim nowym ulubionym zestawem. (bardziej doświadczonych od siebie przepraszam za mało profesjonalne nazewnictwo). Wszystkie ćwiczenia wykonujemy po 10 powtórzeń w 3 seriach i potem nie podnosimy rąk przez co najmniej trzy dni ;)
1. Podciągnie na drążku, niestety bez pomocy długo jeszcze nie dam rady.
2. Pąpeczki (nie mylić z pompkami ;) - szeroko i wąsko.
3. Podciąganie do TRX.
4. Wallballe, czyli podrzut piłki lekarskiej z przysiadu (nienawidzę szczerze, zawsze oberwę w nos...)
5. Podrzuty liny na Bosu, to najdłuższe 30 sekund w każdej serii...
6. I to co tygryski lubią najbardziej tzw. pąpka combo - utrzymać równowagę w trakcie ćwiczenia opierając ręce na hantlach - prawie niewykonalne, na zakończenie każdego powtórzenia trzeba jeszcze wstać i wyrzucić hantelki w górę
Niezłe te ćwiczenia z TRX. Chociaż osobiście proponuję spróbować Crossfit, może być jeszcze więcej zabawy ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie TRX! To ja też dziś wyciągam go z szafy, gdzie przeleżał całą zimę - te ćwiczenia są genialne na wzmocnienie całego ciała. A widzę że ostro pracujesz przed Mardułą - motywujące :) Ja co prawda tylko Sokoła będę biegła ale też się biorę za ćwiczenia.
OdpowiedzUsuńA co do stania na tej piłce to ja mam problem z równowagą, ale mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej :)
OdpowiedzUsuń