Wolałabym przemilczeć ten temat.
Kusiło, nie powiem. Tym bardziej, że przecież o czym ja mówię? Powitanie czego?
Że wiosny? Z dziesięciostopniowym mrozem
dziś? Żart jakiś. Zima w tym roku wyjątkowo zagrała mi na nosie. Przechorowałam
prawie całą. W związku z tym wiedziałam jak ten test może się zakończyć i
zastanawiałam się, czy to w ogóle ma sens. Jednak ma. Mam napisane, czarno na
białym, na ładnym dyplomie, że mojej formy szukać będę chyba gdzieś w Los
Angeles, albo w innym Honolulu, tak daleko uciekła. Zlokalizuję, dogonię i
złapię. Wyjścia innego nie widzę.
Na stadion wybraliśmy się rodzinnie. Oprócz
biegowego uczczenia pierwszego dnia wiosny w planie było jeszcze pierwsze
topienie marzanny Bąbla. Tak samo słabo udane jak i test. Zimno było
przeraźliwie, śnieg z deszczem i przeszywający wiatr. Dzielnie szukaliśmy w
parku najmniejszej powierzchni nie skutej lodem w akwenach i bajorkach Parku
Śląskiego. Udało się. Borys bardzo niechętnie pożegnał się z marzanną, w końcu
przytulił ją, zrobił Pa! Pa! I została w kałuży, bez najmniejszych szans na
dopłynięcie gdziekolwiek, a my udaliśmy się na miejsce zbiórki do budynku
dyrekcji stadionu.
W oczekiwaniu na Augusta Jakubika mój synuś zaprzyjaźniał
się z biegaczami, czy tego chcieli czy nie ;) Jak zwykle, jak na wszystkich
imprezach organizowanych przez p. Augusta atmosfera fantastyczna, bardzo
przyjazna. Także podczas wspólnej rozgrzewki, obowiązkowej dla wszystkich przed
przystąpieniem do testu. Sam test odbywał się na boisku bez bieżni
lekkoatletycznej, co mnie trochę zdziwiło i zastanawiałam się jak dokładny
będzie pomiar odległości. Wszystko jednak było bardzo skrupulatnie odmierzone,
a dystans zgadzał się dokładnie z tym co pokazywał Garmin. Idąc na start
wiedziałam, jaką przyjmę taktykę. Planowałam wszystko zrobić w równym tempie, a
przynajmniej nie zakwasić się na początku. A co zrobiłam? Sygnał startu wywołał
taką adrenalinę, że wyskoczyłam (jak zwykle zresztą głupia!) jak z armaty.
Pierwsze 300m w tempie 3:31 min/km (odbiło mi zupełnie, przecież ja tak szybko
nie biegam), a potem było już tylko
gorzej, pierwszy kilometr 4:53 min/km, a wynik całości to 2490m. Żenua. Wolałabym
pozostawić go bez komentarza. Mogłabym szukać wymówek, w końcu było tak
przeraźliwie zimo, ręce tak skostniałe, że ledwo nimi ruszałam, popełniłam
podstawowy błąd na starcie, ale finalnie wynik daje odzwierciedla poziom mojej
formy. Dobrze, że pobiegłam. Prawda w oczy kole. Już nie potrzebuję budzika,
żeby wstać. Ambicja jest moim budzikiem, najlepszym, bo takim, którego wyłączyć
się nie da.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz