If you want
to make God laugh, tell him about your plans. Lubię Woodego Allena
za trafne stwierdzenia. Okazuje się, że działa także w drugą stronę. Podziel
się, przyznaj czego nie lubisz, a na pewno dostaniesz tego więcej. Fotki
poniżej to wykresy z moich ostatnich kilku treningów…
Tym, że bieżnia mechaniczna nie należy do moich ulubionych
sprzętów podzieliłam się kilkukrotnie. Zdarzyło mi się również dosyć
kategorycznie i niefortunnie dość pejoratywnie wypowiedzieć na temat tego, co
myślę o siłowniach, lansie, wyciskaniu i czym tam jeszcze. Bieganie na bieżni
nadal ciężko jest mi wplatać w plan treningowy, za to siłowni chcąc nie chcąc
spędzam niemalże tyle czasu co w domu. Raptem kilka tygodni po opublikowaniu posta Bieżnia to nie to samo
życie spłatało mi małego figla i dostałam w swoje ręce jedną z sieciowych
siłowni. Totalny wywrót. Trochę czasu minęło zanim przestałam się czuć tam i z
tym dziwnie, ale w końcu mam czego chciałam. A zawsze chciałam zawodowo robić
coś związanego ze sportem. Teraz treningi mam wpisane w zakres obowiązków :) Jupi! Kiedy tylko mogę
uciekam biegać do parku, na ulice, na chodniki, gdzie się da, ale są takie dni kiedy się nie da. Kiedy nie
jestem w stanie po nieprzespanej nocy (a ostatnio wiem co to jest,
Mały od trzech tygodni jest chory i nie śpi) zerwać się o piątej, żeby zrobić
trening przed pracą. Albo nawet jeśli jestem i tak nie mogę wybiec przed
siebie.
W mojej okolicy grasuje jakiś zwyrodnialec, który napada na
kobiety – mój niebiegający mąż wydał mi
kategoryczny zakaz biegania w okolicy bez względu na porę dnia. Totalne
ubezwłasnowolnienie. Nienawidzę czuć się bezbronna i zaszczuta. Jestem kobietą,
jestem słabsza, jestem celem. Nie mogę robić tego, co kocham i czego
potrzebuję. WTF. Zastanawiam się nad zajęciami z samoobrony dla kobiet, tylko czy to
cokolwiek da. Czy wtedy nie będę się bać? Wściekam się niemiłosiernie, ale
ponieważ niestety należę do tych strachliwych, bardzo, ale to bardzo mocno
staram się choć odrobinkę zaprzyjaźnić z bieżnią mechaniczną.
Póki co każdy
trening kończy się dokładnie tak samo, czyli totalnym zmasakrowaniem. Niestety tylko
w ten sposób jestem w stanie wytrzymać przez godzinę. I tak zamiast
budować sobie wytrzymałość, daję czasu z
tempówkami i interwałami. Zgodnie z planem biegam tylko podbiegi. Dużo podbiegów,
szybkich i stromych. A poza tym wstęp do planu pod maraton idzie mi jak krew z
nosa, albo jeszcze wolniej. Tydzień do przodu i zaraz tydzień do tyłu. Brakuje mi
czasu i pierwszy raz od bardzo dawna brakuje mi motywacji. Jutro wpisuję się na
listę startową do Cracovii, może to pomoże.
Totalnie wiem na co sie tak wkurzarz.. U mnie od pewnego czasu pałęta sie co rano jakis dziwny typ. Niestety widywany jest z rana na MOJEJ górce do podbiegów i gdzie jedynie moge łaczyć i psa i trening. Szlag mnie trafia jak coś takiego ogranicza mnie z powodu naszej płci..
OdpowiedzUsuńTrzymaj się! Z pozytywów: od stycznia (chyba) dzień robi sie coraz dłuższy!